Aktualności, Ludzie

Józefa Wielgosz skończyła 100 lat

Opublikowano 05 marca 2018, autor:

We wtorek, 27 lutego Dostojną Jubilatkę odwiedzili z tortem i prezentami przedstawiciele władz samorządowych i urzędów.

 

 

Przybył Tadeusz Mikulski, burmistrz Garwolina, któremu towarzyszyli Marek Renik, kierownik siedleckiej delegatury Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego, Maria Pasik, wiceprzewodnicząca Rady Miasta i Ignacy Kozak, kierownik garwolińskiego Inspektoratu ZUS.

Marek Renik przekazał Pani Józefie list gratulacyjny od premiera Mateusza Morawieckiego. Życzenia od prezesa ZUS oraz decyzję przyznającą dodatkowe świadczenie emerytalne wręczył kierownik oddziału ZUS w Garwolinie. Burmistrz wraz z wiceprzewodniczącą Rady Miasta przekazali dyplom, kosz podarunkowy i ciepły koc.

Jubilatka przyjęła życzenia. Pomimo swojego wieku cieszy się znakomitą kondycją, pogodą ducha i ogromnym wsparciem rodziny. Jest promienna i otwarta na towarzystwo. Spotkanie upłynęło w miłej, rodzinnej atmosferze i było okazją do poznania bogatego życiorysu Jubilatki.

Żyła w trudnych czasach

 Józefa Wielgosz urodziła się 23 lutego 1918 r. w kolonii Czyszkówek. Jej rodzicami byli Stanisław Maśniak i Marianna z Głowalów. Jej młodość przypadła w okresie międzywojennym i podczas II Wojny Światowej. Należała do katolickiego stowarzyszenia Sodalicja Mariańska. Wyjeżdżała na obozy z młodzieżą dekanatu garwolińskiego wspólnie z księżmi. Spędzali wakacje, ucząc się jak żyć po katolicku, zakładać rodziny i prowadzić gospodarstwo domowe. Była bardzo zdolna, aktywna i pełna ideałów. Skupiała wokół siebie młodych ludzi z Czyszkówka, Natalii i Lucina. Wystawiali przedstawienia, np życiorys św.  Genowefy i inne.

W kwietniu 1940 r. wstąpiła w związek małżeński ze Stanisławem Wielgoszem i zamieszkała w Zawadach. W 1941 r. urodziła się pierwsza córka, następnie w 1943 r. syn i tak kolejno rodziły się dzieci – w 1952 r. bliźniaki. Łącznie doczekała się ośmiorga potomstwa. Żyła w bardzo trudnych czasach. Nie było światła, gazu, pralek, wody w domu. Pranie robiła w balii na tarze, a płukanie w sadzawce kijanką.

-Mimo tak trudnych warunków zawsze mieliśmy czyste ubrania. Do szkoły chodziliśmy w fartuszkach z białymi kołnierzykami, które mama sama szyła, jak i większość odzieży – nawet zimowej. Przerabiała stare, używane ubrania, ponieważ w sklepach trudno było coś kupić -wspominają dzieci.

Mąż pani Józefy poszedł do pracy, ponieważ z gospodarstwa 2,5 ha trudno było się utrzymać.

-Nigdy nie wyszliśmy z domu do szkoły bez śniadania, a po powrocie zawsze czekał na nas gorący obiad. Mama miała tyle energii i samozaparcia, że wszystko musiało być zrobione -mówią nasi rozmówcy.

Starsze dzieci miały przydzielone obowiązki- nanieść drzewa, zająć się młodszym rodzeństwem czy też pomóc w gospodarstwie.

-Wspominamy to z łezką w oku, bo były to najszczęśliwsze dni -dodają .

W 1981 r. zmarł mąż Stanisław.

-Był to dla mamy i nas wszystkich cios, gdyż był wspaniałym człowiekiem i razem tworzyli zgodne małżeństwo -zauważają dzieci.

Po otrząśnięciu się z żałoby, Pani Józefa zaczęła pracować w PCK. Opiekowała się starszymi, samotnymi ludźmi. Robiła to bardzo chętnie i wkładała w to całe swe serce. Przeżywała każde odejście swoich podopiecznych.

Obecnie jest już tylko w domu, żyje wspomnieniami, recytuje wiersze z lat młodości, śpiewa piosenki i pieśni, słucha Radia Maryja.

-Cieszymy się i życzymy naszej Kochanej Mamie, jeszcze długich lat życia w dobrym zdrowiu i sprawności umysłu -życzą wdzięczne i kochające dzieci. Do życzeń również dołącza się redakcja Twojego Głosu.

Napisz komentarz »